Słońce, woda, powietrze czyli jak klimat morski wpływa na ciało i ducha

Słońce, woda, powietrze to trzech najlepszych lekarzy – po raz kolejny doświadczyłam tego w tym roku nad morzem. Choć dawno zmieniłam styl życia, a raczej, tak mi się wydaje, często czułam się zmęczona i pozbawiona energii. Co tu dużo mówić, jak większość społeczeństwa, lwią część czasu spędzam w pomieszczeniach. Siedzący tryb życia, skądinąd wygodny, nie wpływa pozytywnie na zdrowie. Wszak życie to ruch. Wg badaczy wystarczy…. 10 000 kroków każdego dnia aby oczyścić krew, spalić nadmiar kalorii, a także zmniejszyć ryzyko choroby Alzheimera, cukrzycy, demencji, zawału i innych złośliwych chorób.

Klimat morski zawsze działał na mnie wspaniale. Chociaż nie odkrywam tu Ameryki, bo leczenie klimatem to dawny wynalazek, to muszę stwierdzić, że nie ma nic lepszego niż pobyt na świeżym, morskim powietrzu, najlepiej całe dnie, od rana do nocy.

Spacery brzegiem morza, pływanie to niezastąpione lekarstwo i profilaktyka. Kąpiele w morskiej wodzie wpływają zbawiennie na skórę, oczyszczają organizm, uspokajają. Chłodna woda przyspiesza przemianę materii, poprawia krążenie, no i hartuje. Słońce uważane przez ostatnie lata za wroga nr 1 (czerniak i te sprawy), teraz wraca do łask. To przecież pod wpływem słońca wytwarza się w skórze witamina D. Są na świecie lekarze, którzy dużymi dawkami witaminy D leczą tzw. nieuleczalne choroby  np. alergie pokarmowe i wziewne, jak również alergię na słońce, depresje, chroniczne zmęczenie, zawroty głowy z zaburzeniem słuchu, bóle kości.

 

Słońce reguluje rytm biologiczny snu i czuwania. Jeśli w ciągu dnia jest dużo światła szyszynka wstrzymuje się z produkcją melatoniny a my jesteśmy pełni energii. Natomiast gdy zapadnie zmrok szyszynka zaczyna wydzielać ten hormon snu. Dzięki temu w czasie słonecznego lata nie mamy problemów ze snem. Słońce pomaga również leczyć depresję gdyż pod wpływem słońca organizm wytwarza serotoninę – hormon, który poprawia nastrój.

Nie namawiam jednak do wielogodzinnego pobytu na słońcu.. Wszystko w granicach rozsądku. Pokazywali niedawno w tv takiego śmiałka, który mając jasną karnację, rude włosy, spędził siedem godzin na słońcu. Skończyło się to gigantycznym poparzeniem. Jego skóra wyglądała tragicznie! Jakaś pani doktor przekonywała, że trzeba stosować kremy z filtrem. A może wystarczyłoby tylko trochę pomyśleć.

Korzystajmy mądrze z darów natury. Helioterapia, talasoterapia i kinezyterapia czyli trzy w jednym na prawdę działa. Po 14 dniach tej klimatycznej terapii czuję się jakbym miała 10 lat mniej. Znalazło to nawet odzwierciedlenie w badaniach, którym się poddałam przed i po wyjeździe. Nie, nie chodzi mi o zwykłe laboratoryjne badania. Te nie zawsze są tak precyzyjne. Badanie biorezonansem pokazuje dokładnie, mówiąc w uproszczeniu, czego nam brak, a czego mamy za dużo. Wszystkie parametry, określające stan mojego zdrowia, bardzo się poprawiły. Porównując te wyniki, doznałam wręcz szoku (w pozytywnym sensie), że w tak krótkim czasie, nakładem niewielkich środków można uzyskać taką poprawę.

Nie bez znaczenia pewnie są suplementy ziołowe, które ostatnio zażywam. Jak wiemy nawet zdrowa dieta pełna surowych warzyw i owoców nie dostarcza wszystkich potrzebnych naszym ciałom substancji odżywczych (bo pola uprawne są wyjałowione). A ja… tryskam radością i energią. Zmieniło się moje nastawienie do życia. Odczuwam wdzięczność a świat wydaje mi się bardzo przyjaznym i szczęśliwym miejscem. Komu dziękować?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *